Zrobimy nowe!-powiedziała entuzjastycznie Rose.
-Rose! Ogarnij się! Daj sobie z tym
spokój.-powiedziała Katherine, ale Rose już wyjęła z szafki szklaną misę i
składniki.
-Owszem trzeba!-powiedziała Rose z
determinacją.
Dziesięć minut później na blaszy leżały
nowe,okrągłe jeszcze nie upieczone ciastka. Rose włożyła blachę do
piekarnika,nastawiła temperaturę i włączyła.
Katherine zauważyła stojącą na blacie
miskę z obranymi i pokrojonymi w plasterki marchewkami. Wzięła jedną i zaczęła
pogryzać. Rose skończyła zmywać,ale nadal stała tyłem do Katherine.
-Lubisz pietruszkę?-zapytała
niespodziewanie.
-Zależy w jakiej postaci.-odpowiedziała
Katherine.
-Uważaj na włosy!-krzyknęła Rose i rzuciła
w Katherine garścią mokrych plasterków pietruszki, które oblepiły jej włosy,
dekold i policzki. Katherine lekko zszokowana zdjęła plaster pietruszki i
rzuciła w śmiejącą się Rose,która zdążyła się uchylić po czym zaczęła się śmiać
jeszcze bardziej. Katherine też zaczęła się śmiać,i wtedy jej wzrok padł na
miskę z marchewkami. Chwyciła ich pełną garść i wymierzyła w Rose która tym
razem nie zdążyła się uchylić,plasterki poprzyklejały jej się wszędzie. Powoli
przestawały się śmiać. Pierwsza odezwała się Rose:
-Idę do łazienki i zaraz wracam.-w tym
momencie usłyszały dzwonek do drzwi.
-O! Ty otwórz a ja zaraz
wracam.-powiedziała Rose i poszła w stronę łazienki.
Katherine podeszła do drzwi i otworzyła
je. Stał w nich wysoki szatyn o błękitnych oczach. Miał ok. 185 cm wzrostu,
szerokie ramiona i niezłą klatę.
-Masz pietruszkę we włosach.-powiedział
uśmiechając się. Wyciągną rękę i wyją plasterek pietruszki z włosów Katherine,
po czym wyrzucił go na zewnątrz.
-Dzięki. Ale wiesz,ludzie zazwyczaj na
powitanie mówią „cześć” albo coś w tym rodzaju, ale tak też może
być.-powiedziała Katherine również lekko się uśmiechając.
-Wybacz.-powiedział i zaśmiał się
melodyjnie.-Cześć.-dodał
-Cześć.-odpowiedziała Katherine.
-Jest Rose?-zapytał.
-W toalecie. Ale jak chcesz to mogę ją
zawołać.-powiedziała.
-Nie. Nie trzeba. Ale mam prośbę. Czy
mogłabyś dać jej te katalogi?. Jej mama prosiła o nie moją.-powiedział i uniósł
lekko w górę cztery katalogi które trzymał.
-Ok. Nie ma sprawy. Dla ciebie
wszystko.-powiedziała Katherine trzepocząc rzęsami,i wzięła od niego katalogi.
Chłopak uśmiechną się.
-Dzięki. Noo... to... do
zobaczenia.-powiedział cofając się tyłem.
-Czekaj. Masz na koszulce brokat. I na
ustach.-powiedziała.
-Co? Och. Była u mnie pięcioletnia kuzynka
a ona strasznie lubi brokat i wiesz...-powiedział lekko zmieszany.
-Tak. Rozumiem.-powiedziała Katherine
rozbawiona.
-Yyy... No to cześć.-powiedział i wyszedł
przez furtkę, a Katherine zamknęła drzwi frontowe. Rose właśnie wyszła z
łazienki.
-Kto to był?-zapytała.
-John Smith.-odpowiedziała Katherine.
-Jaki John Smith?-zapytała Rose.
-No ten z Pocahontas.-powiedziała
Katherine.-Przyniósł katalogi.-dodała kiedy przyjaciółka nadal nie rozumiała.
-Aaa.. Ten John Smith. Mów kurwa
normalnie.-powiedziała Rose uśmiechając się, i wzięła katalogi od Katherine i
położyła je pod stołem.
-Chodź pozbieramy te
marchewki.-powiedziała Katherine i razem z Rose poszły zbierać porozrzucane
marchewki,a ciastka znowu się spaliły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz